W naszych czasach zrodził się nowy pęd ku filozofii. Prawie że nagły rozwój przyrodoznawstwa, techniki, a wraz z tym całego zewnętrznego kształtu życia kulturalnego, oraz nie mniejszy rozwój estetycznych oraz moralnych, nawet najbardziej wewnętrznych wyobrażeń społecznych i indywidualnych, aż do najskrytszych nastrojów religijnych – wszystko to razem zbudziło głęboką, trudną już do uśmierzenia nieufność wobec tradycji tysiącleci, wobec mądrości praojców i wszystkich wielopostaciowych, sprzecznych, radosnych lub niewesołych posłańców bogów i synów boskich. Jednocześnie jednak zrodziło silną potrzebę i jakby przeczucie czegoś niesłychanie nowego, potężnego, co w oświeconej ludzkości właśnie teraz musi się ujawnić. Ludzie z upragnieniem rozglądają się, poszukując wyjaśnienia nowych zagadek, które miałoby ich bądź uszczęśliwić, bądź raczej wstrząsnąć aż do zniszczenia, ale w każdym razie rozjaśnić je. Rozglądają się za prawdą, która opancerzona nie- przenikliwą stalą najrzetelniejszej, najbardziej wypróbowanej nauki, byłaby jednocześnie zdolna nie tylko zadowolić kalkulujący rozum, lecz także odpowiedzieć na najskrytsze, najbardziej wewnętrzne wątpliwości i pytania duszy.
Nadaje się temu miano „poglądu na świat”, nie gardzi się też starym mianem „filozofia”, które zrodziło się z pokrewnego nastroju epoki i wyraża w sposób dostateczny ową bezwarunkową potrzebę wiedzy rzeczowej, a przecież jednocześnie osobistej, jako sprawę miłości i życia, a nie tylko rozumowego rozważania.
Nie ma wątpliwości – ów pęd istnieje. Musi on sam sobie torować drogę i uzyskać jasność sam o sobie, wyklarować sobie, co w nim jest zdrowe i jakie są właściwe szlaki jego zaspokojenia. To, do czego on zmierza, nie jest na pewno błahostką. Nie pragnie on bowiem w istocie swej niczego innego, aniżeli by życie nasze dotarło do swej naj- wewnętrzniejszej prawdy, by ostatecznie rządziła w nim tylko prawda.
Leave a reply